Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Jarzyna z miasteczka Luboń. Mam przejechane 21262.06 kilometrów w tym 1745.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 26.41 km/h.
Więcej o mnie.
Kontakt GG: 3482927

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

2009

button stats bikestats.pl
liczniki

Tyle na razie mi się udało

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jarzyna.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa na wschód Polski

Dystans całkowity:886.16 km (w terenie 63.00 km; 7.11%)
Czas w ruchu:42:41
Średnia prędkość:20.76 km/h
Maksymalna prędkość:51.30 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:147.69 km i 7h 06m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
98.06 km 0.00 km teren
05:07 h 19.16 km/h:
Maks. pr.:33.40 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wschód Polski - dzień 6

Sobota, 24 lipca 2010 · dodano: 28.07.2010 | Komentarze 0

Dzisiaj już sam wracam do domu, tak więc pobudka parę minut przed 7, spakowałem się i o 7.15 ruszam. W związku z tym, że nigdzie mi się nie śpieszyło, jechałem sobie bardzo spokojnie. Pierwszy postój zrobiłem w Włodawie, aby kupić picie i coś zjeść. Dalej kierowałem się już na Chełm. Początkowa część tej trasy bardzo mi się podobała, ponieważ przez kilka kilometrów była ścieżka rowerowa. Kiedy już się skończyła jechałem dalej asfaltem, po drodze robiąc jeszcze dwie przerwy. Do Chełma docieram koło godziny 11.



Od razu jadę na dworzec PKP kupić sobie bilet. Trafiam tam bez większych problemów, kupuję bilet i jadę pozwiedzać miasto. Najpierw usiadłem sobie przy fontannie, gdzie zjadłem bułeczki. Całkiem przyjemnie tam było:





Następnie wspiąłem się na deptak i tam znowu trochę posiedziałem, przy studni chyba:





W związku z tym, że zbliżały się burzowe chmury:



Szybko jeszcze zrobiłem rundkę po mieście i usiadłem pod parasolami na deptaku w restauracji. W czasie, gdy jadłem, padało bardzo mocno, więc siedziałem tak długo, aż nie przestało. Później już pojechałem na dworzec bo zbliżała się kolejna chmura. Na dworcu siedziałem jeszcze z godzinkę, a w między czasie zaczęło padać jeszcze mocniej niż z poprzednich chmur.Pociąg przyjechał punktualnie, tak więc władowałem się do niego i po ponad godzinie byłem w Lublinie. Tam przesiadłem się do pociągu do Poznania i do domu. Jednak ta część trasy była nieco niewygodna, bo miałem problem z rowerem, ale jakoś dałem radę. Niestety pociąg miał godzinne opóźnienie, dlatego też w domu byłem o 5 rano.

Podsumowując, mimo iż nie przejechaliśmy całej zaplanowanej trasy, wrażenia z samej jazdy bardzo pozytywne. Spodobał mi się taki sposób podróżowania. Jedno wiem na pewno, żeby więcej zobaczyć trzeba mieć czas, a my go niestety zbyt dużo nie mieliśmy. Mimo wszystko jednak bardzo dziękuję Pawłowi i Mateuszowi za ten wyjazd. Na koniec jeszcze chciałbym dodać, że jestem zadowolony ze swojej kondycji na trasie, ponieważ trochę się bałem, że nie wytrzymam, a nie miałem z tym żadnych kłopotów.

Dane wyjazdu:
145.70 km 0.00 km teren
06:59 h 20.86 km/h:
Maks. pr.:39.10 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wschód Polski - dzień 5

Piątek, 23 lipca 2010 · dodano: 28.07.2010 | Komentarze 0

Już wiadome było, że wracamy z Chełma, więc dzisiaj w miarę spokojny dzień. Po zjedzeniu śniadania, dosyć powolne pakowanie i ruszamy jakieś 20 minut po 9. Ruszamy tylko na chwilę, bo pierwszym punktem dzisiejszego dnia była Góra Krzyży, która znajdowała się w Grabarce. Tak, więc idziemy pooglądać i porobić zdjęcia. Czekając, aż Paweł i Mateusz obejrzą cześć do góry zrobiłem sobie zdjęcie ładnej studni, która znajdowała się na dole:



Później poszedłem pooglądać powbijane krzyże do góry.
Widok z dołu:



Oraz krzyże do góry:







U góry była również cerkiew, ale muszę przyznać, że ilość krzyży była zdumiewająca. Po obejrzeniu wszystkiego napełniamy bidony wodą z tej, że studni i ruszamy w stronę Terespolu. Podobnie jak w dni poprzednie, jedziemy sobie spokojnie, stając najczęściej przy sklepach. Po drodze, przejeżdżamy przez Bug:



Oraz granicę województwa Mazowieckiego:



A później jeszcze granicę województwa Lubelskiego:



Jadąc dalej docieramy do kolejnego punkty dzisiejszego dnia, czyli do Terespolu. Tam chcieliśmy zobaczyć stojące tiry w kolejce, ale niestety nie można tam wjechać. Dlatego też pojechaliśmy na przejście dla samochodów osobowych. Oczywiście nie mogło zabraknąć pamiątkowej fotki:



Chwilę tam sobie postaliśmy, obserwowaliśmy jak strażnicy celni, zawracają co któryś samochód, a kiedy próbowaliśmy się dowiedzieć od ludzi dlaczego tak robią, to nikt nie wiedział. Później poszliśmy do pobliskiego sklepu, obok którego był bar, tak więc mieliśmy wszystko na raz. Zjedliśmy coś ciepłego, kupiliśmy picie, jeszcze chwilę posiedzieliśmy i nadszedł czas, aby ruszać dalej. Jedziemy kawałek, główną drogą z granicy i po chwili odbijamy na boczną drogę i nią już jedziemy do końca dnia. Po drodze jeszcze stanęliśmy przy następnym przejściu:



Słońce było coraz niżej, więc zaczynamy pomału rozglądać się za noclegiem. Znajdujemy go w miejscowości Hanna, gdzie pewien pan imieniem Edek pozwolił nam się u siebie rozbić. Zjedliśmy sobie kolacyjkę, a Edek przyniósł piwo, więc nie można było mu odmówić. Jeszcze trochę z nim pogadaliśmy i pomału zaczęliśmy szykować się do spania. W między czasie dostałem telefon, że muszę jutro wrócić do domu, więc szybkie obejrzenie mapy i spać.

Dane wyjazdu:
154.07 km 3.00 km teren
07:13 h 21.35 km/h:
Maks. pr.:43.60 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wschód Polski - dzień 4

Czwartek, 22 lipca 2010 · dodano: 28.07.2010 | Komentarze 0

Dzisiaj znowu wyjazd zaplanowany później czyli koło 9. W nocy burza nieźle szalała, ale rano już było pogodnie i ciepło. Po zjedzeniu śniadanka, pakujemy się i ruszamy dalej w stronę Hajnówki. Po drodze tradycyjnie kilka przerw pod sklepami, bo zapotrzebowanie na napoje było spore. Jadąc spokojnie bez żadnego pospiechu docieramy do Hajnówki, gdzie robimy sobie nieco dłuższą przerwę na rynku przy posągu żubra. Zdjęcie wstawię późnej jak je będę miał;) Każdy coś tam sobie zjadł i ruszamy dalej do Białowieży, aby podziwiać największą atrakcję w tej okolicy, czyli żubry. Trasa cały czas wiodła w lesie, tak więc jechało się na prawdę bardzo miło i po niecałych 20 kilometrach jesteśmy przy wejściu do rezerwatu. Płacimy za wstęp i zaczynamy oglądanie sobie zwierzaków. Oprócz żubrów, były jeszcze: dziki, sarenki, jelenie, ryś i jeszcze jakaś krzyżówka, nie pamiętam czego. Kilka zdjęć z rezerwatu:













Później małe zakupy, aby przywieść sobie jakieś pamiątki i wracamy do Hajnówki. Tam robimy zakupy na kolację i jedziemy zobaczyć jeszcze cerkiew, która znajduje się w tym mieście:



Następnie ruszamy dalej. W między czasie pojawiły się ciemne chmury, ale jak wyjechaliśmy z Hajnówki to nad nami było czyste niebo. Jednak musiało z nich padać, bo momentami droga była mokra. Ogólnie jechało się przyjemnie, ruch umiarkowany i kilka niekończących się prostych. Oto jedna z nich:





Jadąc przed siebie, mijamy również kilka cerkwi, jak i cmentarzy prawosławnych:





A po kilku kolejnych kilometrach takie oto zdjęcie udało mi się zrobić:



Rozglądając się za jakimś miejscem do spania, pokonujemy kolejne kilometry i nie możemy znaleźć nic ciekawego. Nasze poszukiwania zakończyły się tym, że dojechaliśmy, aż do Grabarki, gdzie udało nam się rozbić na podwórku a bardzo miłej pani. Mówiliśmy jej, że tylko się rozbijemy i nie będziemy robić kłopotu, a pani nam przyniosła stół i krzesła, żeby wygodnie zjeść oraz dała nam węża ogrodowego, żeby się opłukać. Po wygodnie zjedzonej kolacji, pomału kładziemy się spać, a na niebie żadnej chmurki;)

Dane wyjazdu:
176.54 km 15.00 km teren
08:34 h 20.61 km/h:
Maks. pr.:39.80 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wschód Polski - dzień 3

Środa, 21 lipca 2010 · dodano: 28.07.2010 | Komentarze 0

Dzisiaj mieliśmy w planach wyjechać dopiero koło 9, więc można było trochę dłużej pospać. Tak, więc nie spiesząc się, jemy spokojnie śniadanie, pakujemy się i o 9 pomału ruszamy. Początkowe kilometry to spokojna jazda po asfalcie, a po kilku kilometrach robimy krótką przerwę na uzupełnienie bidonów. Jadąc dalej wjeżdżamy na tereny Wigierskiego Parku Narodowego i pierwsze co mi przychodzi wtedy do głowy to WPN czyli jak w domu;) Po paru kilometrach opuszczamy tereny parku i kierujemy się na Augustów. Niestety po drodze zgubiliśmy się i znowu trzeba było trochę nadrobić. No ale nic, w końcu znajdujemy właściwą drogę, która wiedzie przez las. Na moje nieszczęście ilość sypkiego piasku była duża, czyli tego odcinka nie zaliczam do najmilszych. Tak sobie jechaliśmy:



Po dotarciu ponownie do asfaltu, sprawnie docieramy do samego Augustowa, gdzie robimy sobie przerwę na moście nad jeziorem:





A po chwili jeszcze jedną nad kanałem Augustowskim:



Później tradycyjnie już do sklepu uzupełnić zapasy. Po krótkiej pogawędce z miejscowym bikerem, ruszamy dalej. Kawałek jeszcze asfaltem, a później zjeżdżając na boczne drogi znowu zaczyna się piasek, a potem chyba jeszcze coś gorszego, czyli bruk:



Jechaliśmy sobie pomału, co jakiś czas robiąc przerwy na zakupy i tak w końcu dojeżdżamy do Białegostoku. Tam jedziemy pod katedrę:



Następnie pod Cerkiew:



A następnie pod Biedronkę na większe zakupy na kolację. Korzystając z faktu, iż było centrum handlowe, skorzystaliśmy jeszcze z toalety. Po załatwieniu wszystkich potrzeb i kupieniu denaturatu ruszamy dalej. Po około 20 kilometrach znajdujemy miejsce do spania. Zaczęliśmy się rozpakowywać, ja szybko się umyłem i zaczęliśmy robić sobie kolację, kiedy to usłyszeliśmy zbliżające się grzmoty. W tym momencie wszystko zaczęliśmy robić dużo szybciej, zabezpieczyliśmy namioty i rowery, żeby nie zmokły i kładziemy się spać. Podczas dzisiejszej jazdy wyszło, że niestarczy nam czasu, żeby dojechać do Rzeszowa, więc już myśleliśmy skąd będziemy wracać.

Dane wyjazdu:
173.10 km 25.00 km teren
08:09 h 21.24 km/h:
Maks. pr.:48.80 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wschód Polski - dzień 2

Wtorek, 20 lipca 2010 · dodano: 27.07.2010 | Komentarze 0

Dzisiaj pobudka o godzinie 6. Budzę się z nadzieją, że nie będzie komarów. Niestety, nadal były, chociaż nieco mniej, dlatego też decydujemy, że nie jemy teraz śniadania tylko wyjedziemy gdzieś dalej i zjemy je w spokoju. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Szybko się spakowaliśmy i ruszamy w trasę. Początkowo jeszcze terenem, aby w końcu dojechać nad Śniardwy.







Tam robimy przerwę na opłukanie się trochę, no i oczywiście na fotki. Po kilku minutach ruszamy dalej, po drodze nieco myląc drogę i tym samym nadrabiając parę kilometrów. W między czasie zatrzymujemy się jeszcze w sklepie na małe zakupy, a 10 kilometrów później stajemy na dłużej, aby w końcu zjeść śniadanie. Następnie jedziemy już w stronę naszego kolejnego celu dzisiaj, czyli Giżycka. Droga bardzo fajna, bo mały ruch, ale po drodze niestety wygięła mi się przednia przerzutka i do końca musiałem już jechać na blacie, ale szło jechać. W końcu docieramy do Giżycka, gdzie kierujemy się pod twierdzę:





Później jedziemy w stronę mostu obrotowego. Akurat był otwarty, więc można było sobie wszystko obejrzeć i porobić zdjęcia mostu, jak i kanału:









Tutaj również poznajemy bikera z Danii, który jechał z Berlina do Rygi, a dzisiaj akurat podobnie jak my jechał do Suwałk. Zapytał czy może pojechać razem z nami, a my oczywiście się zgodziliśmy, tak więc kolejny etap dzisiejszego dnia jedziemy w 4 osobowym składzie. Kawałek za mostem robimy jeszcze krótki przystanek na zrobienie zdjęcia zabytkowej wieży ciśnień:



A dalej już ruszamy w stronę Suwałk. Ponownie jedziemy bocznymi drogami, a nawet parę kilometrów przejeżdżamy w terenie. Po drodze oczywiście kilka przerw, najczęściej pod sklepami, bo zapotrzebowanie na picie rosło, wraz z temperaturą. Przy wjeździe do Suwałk, robimy sobie wspólne zdjęcie z naszym towarzyszem, które wstawię później, jak będę je miał. W Suwałkach jedziemy zrobić zakupy na kolację i żegnamy się już z Mortenem, który jedzie w swoją stronę, a my wyjeżdżamy jakieś 10 kilometrów za Suwałki szukając miejsca do spania. Dzisiaj udało nam się znaleźć o wiele lepsze, bo przede wszystkim nie było komarów. Robimy sobie kolację, rozkładamy namioty, a Paweł wyciąga sobie kleszcza, którego złapał po drodze. Jak na razie, czuję się dobrze, nogi nie bolą i oby tak dalej;)

Dane wyjazdu:
138.69 km 20.00 km teren
06:39 h 20.86 km/h:
Maks. pr.:51.30 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wschód Polski - dzień 1

Poniedziałek, 19 lipca 2010 · dodano: 27.07.2010 | Komentarze 0

Pomysł na tego typu wyjazd zawitał u nas na początku roku. Miesiące leciały, ekipa co chwilę się zmieniała, bo w pewnym momencie nawet 6 osób było chętnych, a w ostatnim tygodniu już tylko 4, a na 3 dni przed wyjazdem już tylko 3. Tak więc ostatecznie pojechaliśmy w składzie: Paweł, Mateusz i ja.

A teraz trochę o pierwszym dniu wyprawy.

Pobudka o 4.20, śniadanie i ostatnie drobiazgi pakowane do sakw i o 5 wyjeżdżam z domu, ponieważ o 5.30 byłem umówiony z Mateuszem u niego. A to jeszcze zdjęcie chwilę przed wyjazdem:



Kiedy już przyjechałem do Mateusza, znieśliśmy jego rower, po chwili przyjechał Paweł i ruszyliśmy na dworzec. Szybkie zakupy w biedronce i około 6.30 ruszamy pociągiem do Olsztyna. Po niespełna 5 godzianch jesteśmy na miejscu. Wspólne wynoszenie rowerów z pociągu i ruszamy na pierwsze kilometry po Olsztynie. Najpierw kierujemy się w stronę najwyższej wieży telewizyjnej w Polsce. Oto i ona:



Po kilku minutach ruszamy w dalszą drogę. Kawałek jeszcze po ruchliwych Olsztyńskich ulicach i w końcu zaczynamy jazdę spokojnymi bocznymi drogami, którymi jechało się na prawdę przyjemnie. Ruch bardzo mały, całkiem duża ilość pozdrawiających Cię ludzi, tych na rowerach jak i tych w samochodach. Jechaliśmy sobie spokojnie, robiąc od czasu do czasu przerwy. A to mój rower na jednej z nich:



Jadąc cały czas w stronę Mikołajek, mamy do pokonania całkiem sporą liczbę podjazdów, ale od razu za nimi była nagroda w postaci zjazdu. Do samych Mikołajek docieramy w zasadzie już pod wieczór. Tam przeszliśmy się po mieście kawałek, robimy małe zakupy i ruszamy dalej, szukając już pomału miejsca do spania. Chwilę jeszcze asfaltem, a następnie już polnymi i leśnymi ścieżkami. Szczerze, to średnio mi się tam jeździło na slickach, ale jakoś dawałem radę. Niestety ze znalezieniem miejsca nie było łatwo, a do tego wszystkiego nie mogliśmy dojechać nad jezioro Śniardwy, wjeżdżając co chwilę w ścieżkę, która się kończyła. Ostatecznie jednak znajdujemy miejsce w lesie, ale nie powiem, żeby było przyjemnie. Komarów było tyle, że nie szło się od nich odpędzić, dlatego też rozkładanie namiotów odbywało się w tempie ekspresowym, tak samo jak robienie jedzenia. Podsumowując dzień pierwszy całkiem, całkiem, mimo ilości insektów na końcu.